niedziela, 15 sierpnia 2021

Blog jest...

miejscem, gdzie poniekąd odsłaniamy cząstkę siebie. Piszemy przecież o tym, co nam się podoba, co jest dla nas ważne i na czym skupiamy swoją uwagę. 
Choć rozum podpowiada mi, że powinnam zróżnicować posty i pisać o różnych lalkach (bo przecież jest ich co niemiara!) jednak serce kusi, aby pisać o tym, co akurat "w duszy gra". 

Właściwie, dlaczego nie? Przecież to mnie teraz fascynuje i mobilizuje do rozwijania swojej pasji! No, a jak wiecie, bez pasji ani rusz!  

Nie, nie pomalowałam kolejnej główki mojej bjd r. Nie miałam na to czasu. Uległam jednak pokusie i uszyłam drugą, tym razem różową, sukienkę dla mojej Little Owl. 

Panna ją założyła i czekała na sesję. Przyznam, że dość długo...


Po całym tygodniu zrywania się do pracy przed brzaskiem, wątpiłam w gotowość wyruszenia na spacer w niedzielę tak wczesną porą. Udało się jednak wstać i wyruszyć na spacer przed prażącym słonkiem i upałem. 
Zabrałam też z sobą Little Owl, tym razem w jasnej peruce. 
Muszę przyznać, że bardzo mi się w niej podoba i ciągle zerkam w jej stronę, kiedy siedzi przy mnie na biurku... :)))


Wracając do ubranka... Sukieneczka jest bardzo delikatna i ma śliczny, jasno różowy odcień. To oczywiście zasługa apaszki z SH 😁. Tak samo, jak poprzednia kiecunia, zapinana jest na plecach na haftki. Eteryczna uroda dziewczyny przywiodła mi na myśl rusałkę (ach, jak mi brak baśni i bajek!) 
Przedzierając sie przez zarośla, pokonując spory spad, rosę, błotko i pokrzywy, posadziłam ją na kamieniu nad strumieniem...


Kawałek dalej, w szerszym miejscu, tafla wody wyglądała jak lustro! 



Robiąc zdjęcia i ustawiając pannę cieszyłam się z faktu, że tymi samymi ścieżkami nikt nie spaceruje, aż tu nagle w kadrze pojawił się czarno-biały pies! 


Jednak właścicielka szybko przywołała go do siebie i nie zdążył nawet obwąchać dziwnego "stworzenia".
Udało mi się zrobić kilkanaście zdjęć a w powrotnej drodze niezdarnie potknęłam się o wystającą gałąź i walnęłam o glebę, brudząc kolana i łokcie, jednak pakunek z lalką trzymając nienaruszony w górze💪😂
Doprowadziłam się do porządku, ale przeszła mi ochota na dalsze fotografowanie...

Nie poprzestałam jednak na plenerowej sesji i szybko ustawiłam blondyneczkę do zdjęć w domowym "atelier".

Zaprosiłyśmy też do pozowania Peewit. Panna o ciemniejszej karnacji jest mniej sztywna od Little Owl i czeka mnie kolejne naciąganie i wymiana gumek.
Kilka tygodni temu odważyłam się już na tę czynność, ale stwierdziłam, że gumki są jednak za cienkie i za słabe i rozglądam się teraz za grubszymi...


Udało mi się poskładać Peewit "do kupy", ale wymaga jeszcze pracy :)))











Little Owl i Peewit pozdrawiają Was serdecznie. Cieszą się, na równi ze mną, że udało Wam się dotrwać do końca mojej opowieści i przemyśleń 😊. 

Kolejnym razem z pewnością pokażę inną lalkę... Jaką? Ano, zobaczymy w następnym poście, do obejrzenia którego już Wszystkich zapraszam 💛💗💚


 


12 komentarzy:

  1. Zachwycam się wciąż Twoją umiejętnością uchwycenia na zdjęciach aury tajemniczości, romantycznej chwili, delikatności i tej przepięknej scenerii, jaką dać może nam natura.
    Twoje panny są idealne do takich zdjęć! Ciekawa jestem jaką niespodziankę nam szykujesz i co to będzie za lalka. Pokazuj jak najprędzej:)))
    Serdecznie pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle zjawiskowe ujęcia. Pies wygląda groźnie. Bałam się, że zaraz porwie rusałkę. Mam nadzieję, że upadek nie miał poważniejszych następstw. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna sesja! Drugie zdjęcie jest niezwykle klimatyczne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przykro mi z powodu Twojego upadku, Olu. Niemniej jednak, fotki, które udało Ci się zrobić są niesamowite. Skojarzyły mi się z powieścią Brandona Mulla "Baśniobór", gdzie występuje mnóstwo magicznych, tajemniczych stworzeń. Twoja panna wygląda na bohaterkę tejże powieści. Cudnie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Blog jest Twoim zaciszem. Świetnie, że nas do tego zacisza zapraszasz!

    OdpowiedzUsuń
  6. I tak powinno być. Bo blog to kawałek Ciebie i w zasadzie powinien oddawać to, co akurat siedzi w duszy i na sercu :-) Fotki na których panna siedzi na kamieniu przy strumyku bardzo mi sie podobają. Wydaje sie ona taka delikatna, ulotna, krucha zewnętrznie, ale jednocześnie jakby twarda charakterem. Co do gumek mam podobny problem z moim skrzatem Real Puki Soso, tyle, że to takie maleństwo, że naprawde nie mam już do niego sił - rozłażą mu sie jego kuloski, albo wykrzywiają nie w tę stronę... Ech... PS. Mam nadzieję, że nic poważnego Ci się nie stało przy tym upadku. Uważaj na siebie :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. This doll is like a beautiful little angel who floated down from the heavens. Your photos are breathtaking.... But my oh my....I am a bit perplexed by the photo with Peewit in pieces. I did not realize you had to put her together. On the other hand, I see why you have developed somewhat of an obsession with these dolls. They certainly have enough to keep you intrigued and entertained.....Big hugs. April

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaki brak bajek? ja do momentu pojawienia się biało-czarnego kudłatego czegoś byłam właśnie w Twojej baśni. I tej literaturowej i tej na obrazkach. Na moment przeniosłaś mnie do krainy fantazji...
    I choć nadal staram się opierać tym lalom, kiedy widzę te Twoje domowe sesje w tak dopracowanych do najmniejszego szczegółu tłach.... hmmmm :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak ja lubię ten lekko nadąsany pyszczek! Sóweczka na Twoich zdjęciach wygląda zachwycająco - niczym rusałka z porannym słońcu. Peewit też nie od macochy, ale Sówka to jednak moja faworyta. Przecudnie pozuje zarówno na pieńku jak i nad wodą... ehem... i można uznać, że czarno-biały intruz też był zafascynowany jej urodą ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Śliczna lalka w ślicznej sukience. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, z jaką ogromną przyjemnością obejrzałam całość! :-D Zarówno sesję w plenerze, jak i studyjną. Bajka!
    Zabawna historia z czworonożnym gościem i groźna ta o upadku. Odkąd mieszkam - sama panicznie boję się takich sytuacji.
    Szczęśliwie nie muszę wstawać codziennie do pracy o świcie. Mam nadzieję, że ten etap już mi nie grozi, bo chyba nie dałabym rady...
    Ściskam, Oleńko!

    OdpowiedzUsuń