Dawno, dawno temu, kiedy byłam małą dziewczynką, nie było lalek takich, jak Barbie.
Pamiętam swoją lalkę, z papieru mache. Była na równi ładna, jak i budząca we mnie niepokój. Odklejona peruka ze sztywnych włosów, ułamany palec i w kilku miejscach odpadający lakier... Nie pamiętam, żebym to ja zrobiła...
Była duża, dość ładnie ubrana i właściwie moja jedyna...
Jedyna do czasu, kiedy dostałam lalkę szmacianą. Wypchaną trocinami z długimi, żółtymi jak żółtko, warkoczami. Od zawsze chciałam je rozczesać a kiedy wreszcie to zrobiłam, z rozczarowania nie mogłam spać! Ukazała się głowa bez wszytych włosów a luźno spadające, pokręcone kosmyki, za nic nie poddawały się szczotce.
Kolejną lalką była Krakowianka - lalka przepiękna, cudna, z rzęsami i zamykanymi oczami. Ze ślicznymi, czarnymi warkoczykami i wspaniałym, bogatym strojem z kolorowymi wstążeczkami! To była lalka, którą długi czas...nie pozwalano mi się bawić. Cóż, takie były czasy a Mama miała rację, bo strój był przyszyty na stałe a włosy doklejone i nie nadawała się na zabawkę.





